środa, 10 grudnia 2014

Krok po kroku, krok po kroczku...

Biel, która opanowała świat za moim oknem, wskazuje, iż przyszła zima. Pełnoprawnie będę mogła używać tej nazwy dopiero po dwudziestym drugim grudnia, kiedy kalendarz faktycznie da mi znać, iż od tego dnia zaczną się burze śnieżne i pogoda zaskoczy kierowców.
Jednak bez względu na to, jak nazwiemy otaczającą aurę (proponuję "zlodowaciała jesień"), ruch obiegowy globu skutecznie odciął nas od czarnego sportu i pozostawił tradycyjny niedosyt. Myślę, że siłą mięśni wszystkich fanów, którzy zaświadczają o swojej obecności w kwietniu na Stadionie Narodowym, udałoby się nieco zmienić decyzję matki natury. Mogłoby to jednak znacznie zwiększyć liczbę chmur burzowych przetaczających się nad Polską w okresie letnim. Jak więc nie popaść w załamanie i bez depresji przejść przez jesienno-zimową przerwę? W tym roku udało mi się wymyślić cztery etapy, po których ukończeniu powinniśmy poczuć się chociaż trochę lepiej.
I etap: Twoje pierwsze zadanie, mój drogi, spragniony Czytelniku, to zakup biletów na wspomniane wyżej Speedway Grand Prix w Warszawie. Już je masz? Jesteś ogromnym szczęściarzem! Wszyscy polscy fani, (prawie)fani, sezonowcy i antyfani rzucili się na bilety, niczym ludzie na papier toaletowy w babcinych opowiadaniach o PRLu. Zgadza się, byłam jedną z nich, lecz dopiero kiedy zorientowałam się, że pozostanie mi tylko komentowanie z domowej kanapy. Fakt, serce rośnie, kiedy ponad dwadzieścia tysięcy osób deklaruje swoje przybycie i wysławianie czarnego sportu na wszystkie strony świata oraz poprawne i piękne wykonanie hymnu. Jeżeli świstek ze znaczkiem stadionu nie jest jeszcze w Twoim posiadaniu, śledź uważnie strony z aukcjami. Tylko czekać, aż cudownie znajdą się wolne miejsca obok którejś z redakcyjnych sław.
II etap: Kolejny punkt to dokładna analiza minionego sezonu. Długie, mroźne, zimowe wieczory znakomicie wypełni uzupełnianie programów, oglądanie zaległych meczy i skrupulatne przeglądanie statystyk. Każdy kibic, który pragnie być ceniony na swojej trybunie, musi potrafić uzasadnić swoją obelżywą/uprzejmą uwagę względem zawodnika. Jakże rośnie on w oczach swoich piwnych kompanów, kiedy jego wiedza nie obejmuje meczu wstecz, lecz opiera się na dokładnych wynikach z kilku zeszłych sezonów. Dodatkowo możemy zapewnić sobie znakomite rozgrzanie, kiedy nasz "ulubiony" zawodnik ponownie postanowi wprowadzić kilka własnych zasad obowiązujących na torze. A przecież zlodowaciała jesień staje się coraz bardziej lodowata.
III etap: Jesteśmy na półmetku, dlatego pojawia się zadanie nieco trudniejsze i wymagające większego wkładu pracy. Nikt przecież nie powiedział oficjalnie, że od teraz czarny sport jest zakazany i nigdzie nie będzie można go zobaczyć. Jakiś mądry człowiek (zasługujący na przynajmniej kilka nagród) wymyślił ice-speedway, czyli jazdę na motocyklu żużlowym... w poziomie! Miałam okazję spotkać się z tą dyscypliną rok temu i stwierdzam, że nie ma piękniejszego widoku niż właśnie lodowy żużel. Opony uzbrojone w kolce, gladiatorzy obrani w super grube kombinezony i ślizgająca się służba medyczna, której trzeba pomagać częściej niż zawodnikom to obowiązkowy punkt na zimowej liście. Niestety, w tym roku nie spotkamy się w Sanoku. Przedstawiciele polskiego ice-speedway'a zapowiadają zawody w naszym kraju, nie mówią jednak gdzie dokładnie. Lecz bez względu na jakie miasto padnie - kupuj bilet bez zastanowienia. Do zobaczenia, na pewno tam będę!
IV etap: A na sam koniec trochę o walce z nadciśnieniem - nie dajmy się zwieść! Cały czas natykam się na coraz to bardziej szokujące informacje o zmianie drużyny przez takiego lub takiego zawodnika, nowe zarządy w klubach, radykalne zmiany i nieuzasadnione decyzje. Dajmy sobie czas, spokojnie! Znakomicie jest być ciągle na bieżąco i trzymać rękę na pulsie, jednak nie wolno popadać w paranoję i chłonąć informacji jak gąbka. Rozumiem, to kolejny świetny sposób na rozgrzanie, lecz pozwólmy naszym sercom spokojnie pompować krew, nie narażajmy się na skoki ciśnienia. Znakomitym sposobem jest oczekiwanie na oficjalne potwierdzenia, potem już do woli można w kulturalny sposób prowadzić internetową konwersację z innymi kibicami.



poniedziałek, 1 grudnia 2014

Składniki wywiadotwórcze

Podczas zakończonego niedawno sezonu miałam okazję reprezentować grupę ssaków zwaną akredytowani nizinni (nazwa prawdopodobnie nawiązuje do niskiego wzrostu osobników). Nigdy nie będę oceniać czy była to godna reprezentacja, ważne, że w ogóle była. Moja wyobraźnia, przedstawiana w formie typowego kobiecego labiryntu, uzyskała możliwość wyjścia do ludzi, a w następstwie zamęczenia ich, do czego wykorzystywała moje ciało. Przeszukano mi organizm w kierunku wirusa zwanego "dziennikarstwem", pozwalając na dowolność, której się dopuszczałam, rozmawiając z zawodnikami. Czymże jednak jest "wywiad doskonały"? Co zawiera się w ogólnym wzorze na rozmowę?
Przeanalizowałam swoje roczne działania, wyszukując słowa klucze, które, jak się zdaje, opanowały umysły oraz usta moich rozmówców.
1. Tor;
W tym roku zaproszenie komisarza toru było okazją na odegranie się na przeciwnikach, spotkanie na własnym obiekcie zawsze oznaczało jednak możliwość sporządzenia receptury nawierzchniowej pod własne maszyny. Sztuczka ta nie wyszła akurat drużynie z Lublina, którą regularnie przyszło mi pytać "jak wam się dzisiaj jeździło?". Odpowiedzi z reguły zawierały krytyczne słowa względem tworu nawierzchniowego. Przeciwnie zaś odpowiadali goście, z reguły zadowoleni z sytuacji zastanej w Kozim Grodzie. Ot, ukłon w stronę przeciwników.
2. Motocykl;
Nie jechał, ewentualnie jechał słabo. Zdecydowanie częściej słyszałam narzekania na własne maszyny, niż słówka łechcące pojazd po podbródku (a właściwie kierownicy). Rzeczy martwe miały tego pecha, że za swoją niedyspozycję były obwiniane jedynie one, krytyka nie dotyczyła pracy teamu. Przeciwnie zaś było, kiedy zawodników tchnęło, aby swój sprzęt wynieść na piedestał i zasypać gorącymi komplementami. Tylnej opony czepiał się wtedy cały zespół i z wysoko uniesionymi głowami klaskał sam sobie ubrudzonymi w smarze łapkami. Oby podczas tej zimowej przerwy właściciele dali swoim motocyklom odpocząć pod plandeką w ciepłym garażu, a z okazji Świąt obdarowali je nowymi, błyszczącymi częściami.
3. Szanse;
Słowo zdecydowanie kojarzące się z samym dobrem, nadzieją i siłą. Powtarzane od początku sezonu, przewijające się podczas każdego spotkania, gdyż tabela wciąż się ruszała, pojawiali się niespodziewani liderzy, by pod koniec sezonu wszystko odwróciło się o 360 stopni. Nieważne, z jakim wynikiem musiała zderzyć się drużyna - wszyscy wiedzieli gdzieś jakieś sposoby, aby nie znaleźć się w lidze niżej, czy wyleczyć się z braku pieniędzy. Jak to mówią - nadzieja umiera ostatnia, a im dłużej o niej mówimy, tym łatwiej utrzymać jej się przy życiu.
4. Zagraniczne ligi;
Niektórzy zawodnicy wzięli na swoje barki zbyt wiele startów. Przerosła ich liczba drużyn, podróże do kolejnych klubów, często oddalonych od siebie o dystans, który należy pokonać samolotem. Takie sytuacje powodowały, że żużlowcy nierzadko musieli ominąć trening, na rzecz drugiego lub trzeciego pracodawcy, któremu ogromnie zależało na obecności jeźdźca. Skutkiem takiego miszmaszu międzymiastowego była pokaźna liczba punktów w lidze A oraz beznadziejna w lidze B. Lecz, czy któremuś z panów przyszło do głowy, aby ograniczyć jazdy? Większość z nich nawet nie wpadła na pomysł, aby po zakończeniu sezonu zdjąć metaforyczną czapkę i przeprosić za słabe wyniki.
5. Kibice;
Tym razem postawieni głównie jako znakomity motywator, bez względu na to, jakie poglądy względem zawodnika prezentowali. Zarówno ci, którzy kierowali w stronę żużlowca niezbyt kulturalne epitety, jak i osobnicy poklepujący chłopców na odległość sprawiali, iż ich stronę adresowano impulsywne gesty. Często jeźdźcy nie rozumieli dlaczego kibice w wybranym mieście nie darzą ich sympatią - zdarza się, ktoś widać miał gorszy dzień. Fani spełnili jednak swoją rolę doskonale i mogą spokojnie szykować gardła na kolejny sezon.
* "Yyy..."
Przyszło mi również prowadzić, a raczej z całych sił próbować prowadzić konwersację z zawodnikami, którym nieco odjęło mowę. Bez względu na to, jakie pytanie zostałoby skierowane w ich stronę, dawali radę odpowiadać na nie jednym lub dwoma słowami. Z tego miejsca pozdrawiam ich serdecznie - próba kontaktu z wami powodowała na mojej twarzy szeroki uśmiech oraz była znakomitym wysiłkiem dla mózgu.