Czy cel zawsze uświęca środki?
Pieniądze, szmal, mamona, kasa, hajs. Nazywamy je różnie i spotykamy na każdym kroku. Tym razem zapukały również do świata żużlowego.
Na usta wielu kibiców czarnego sportu ciśnie się niedawna sprawa między Emilem Sajfutdinowem a Włókniarzem Częstochowa. Niezapłacona pensja, kara oraz szczypta chamstwa. Nie jest to jednak jedyna
sprawa, która pokazuje, że pieniądze zaczęły odgrywać w speedwayu ogromną rolę.
Rozpocząć trzeba na pewno od wyżej
wymienionej sprawy z Częstochowy. Rosjanin reprezentował
biało-zielonych w minionym sezonie, jednak nie otrzymał od klubu
całości zarobionych pieniędzy. Mimo iż termin płatności minął
z końcem listopada – zaległości do tej pory nie uregulowano.
Zarząd Lwów stwierdził, że pieniądze zostaną przekazane na
poczet kary dla zawodnika. Owa kara wyniosła 200 tysięcy złotych i
została podzielona na cztery części po 50 tysięcy (więcej informacji tutaj).
Między Emilem i Włókniarzem od
dłuższego czasu zgrzytało. Pieniądze miały być tutaj karą za
nieposłuszeństwo i środkiem do ukazania, że zawodnik nie ma wcale
tak dużo do powiedzenia, istna próba uciszenia.

Od tego sezonu zmienia się również
wygląd i układ reklam na żużlowych kevlarach. Dotychczas klub
dostawał 100 procent powierzchni stroju, jednak mógł przekazać
całość zawodnikowi. I tak działo się najczęściej. Od 2014
sportowiec dostaje do dyspozycji jedynie 30 procent, a co gorsze,
powierzchnie te nie należą do najlepszych. Może to spowodować, że
„ubranko” będzie częściowo puste lub na siłę zapchane
klubowymi sponsorami za grosze. Nikt nie przemyślał również
kwestii, że konkretni zawodnicy mają podpisane ze swoimi sponsorami
kontrakty na lata, a w nich określoną ilość i powierzchnię
reklam.
Ten pomysł szczególnie nie przypadł
do gustu Patrykowi Dudkowi:
Można powiedzieć, że jestem z tego niezadowolony, bo mam z tym problem, dlatego możliwe, że finansowo nie będę tak samo stać wysoko jak w zeszłym roku, bo niestety reklamy nie pojawią się na meczach ligowych, gdzie wiadomo, że jest największa oglądalność, a sponsorom zależy na tym, żeby pokazywać się w telewizji. Uważam więc, że ja jestem w trochę kłopotliwej sytuacji.
Ostatnio w gronie redakcyjnym
TakSięGraTV poruszyliśmy temat kilometrowych nazw klubów (Marma, Betard a może Unibax?).
Niedoścignionym mistrzem w tej dziedzinie pozostaje na pewno drużyna
siatkarska Polski Cukier Muszynianka Fakro Bank BPS, jednak żużel
również ma swojego mistrza. MDM Komputery ŻKS Ostrovia Ostrów
Wielkopolski według mnie jest najgorszą nazwą dla speedway teamu.
Nie chce tu urazić oczywiście kibiców Ostrowa, „Ostrovia Ostrów”
jest częścią jak najbardziej w porządku. Jednak sponsorzy mogli
by się dobrze zastanowić nad sensem dodawania długiego początku i
tworzenia Lubelskiego Węgla KMŻ Lublin, zamiast powrotu do nazwy
Motor Lublin. To jednak oni mają pieniądze i to do nich należy
decyzja.
Na zakończenie mogę dodać jednak
pewien pozytywny akcent. Tai Woffinden zapytany o to dlaczego
pozostał przy Sparcie Wrocław, jednym z najbiedniejszych klubów,
odpowiedział, że ważni są kibice i atmosfera, a nie pieniądze.