niedziela, 13 października 2013

Indywidualny Mistrz Świata Polski

Przybyli, pojechali, odjechali...

Największe wydarzenie żużlowe w Lublinie dobiegło końca. Polska pokonała Mistrzów Świata 51:39. Był to mój najbardziej zalatany dzień od czasu lubelskich Dni Studentów, ale postaram się bardzo szybko, krótko i zwięźle go streścić.

CZĘŚĆ I: konferencja

Rano moim celem była prezentacja zawodników w jednym z centrów handlowych. Specjalnie przyjechałam godzinę wcześniej, żeby zająć dobre miejsca do robienia zdjęć.
Kiedy na stolikach wyłożono karty przedstawiające zawodników, nagle w okół stołu konferencyjnego zaczęło kręcić się mnóstwo ludzi. Choć i tak największe zamieszanie wywołało zjawienie się kadry Polski. DuZers wygodnie usiadł w fotelu, a do niego podbiegł tłum. I tak wyglądała cała "prezentacja". Ponieważ dla tak małej osóbki jak ja, zdobycie autografów było niemożliwe, wyhaczyłyśmy bardzo dobry sposób od Romana (którego serdecznie pozdrawiam). Chodziłyśmy za zawodnikami, z tyłu stołu i tylko podkładałyśmy karty. Następne podpisy zdobywał już sam Roman, bo jednak przepychanie nie było mi na rękę. Nasze miejsce na zdjęcia okazało się beznadziejne, bo i tak ludzie podeszli do zawodników na odległość dwudziestu centymetrów. Zdjęć z żużlowcami nie mam, jakoś odwaga mi odeszła. Prezentacja była, chłopcy są na żywo jeszcze lepsi niż na zdjęciach i zostałam utwierdzona w przekonaniu, że kiedyś będę robić coś dla żużla.
Potem szybka jazda do domu, obiad i na stadion.

CZĘŚĆ II: zawody

A na stadionie koleeeeeejki...

Kolejki zawijające się w każdą możliwą stronę. Gdybyśmy mieli stać, tam gdzie staliśmy (a i tak było to miejsce 'po znajomości) nie wiem czy tak łatwo zajęlibyśmy miejsca na sektorze. Oczywiście - większość się wepchnęła (my też), ale w Lublinie to normalne, więc sprawnie i szybko znaleźliśmy się na stadionie. Miejsca zajęte, ludzie zaczęli przychodzić, trybuny pełne aż miło patrzeć :)
No na początku bubel z hymnem narodowym, ale można wybaczyć. Podobno nie śpiewaliśmy zbyt równo, tak? Na stadionie oszukiwaliśmy się, że to echo. Następnie zaczęły się zawody.

Jak jeździli Polacy? 

Nienawidzę meczów, gdzie jest dużo moich znajomych, gdyż jestem tak zaaferowana sprawami towarzyskimi, że nie pamiętam poszczególnych biegów. Chyba oprócz gogli sprawię sobie jeszcze słuchawki na przerwy.
Para Patryk Dudek (2,0,2,3,1) + Jarosław Hampel (3,3,1,2,3) była zdecydowanie moją ulubioną. Pomijając moją osobistą sympatię do tych panów, jeździli po prostu dobrze, już w drugim biegu przywożąc 5:1.
Janusz Kołodziej (3,13,2,2) pokazał, że jest Mistrzem Polski. Już w pierwszym biegu wywiózł swoich rywali i mknął daleko przed nimi. Koldi to klasa sama w sobie.
Krzysztof Kasprzak (1,3,2,3,3 )również nie dał nam powodów do smutku. W siódmym biegu wraz z Maćkiem Janowskim pokazali, że stać ich na piękne zwycięstwo nad Mistrzami. Do niego odnosi się również profesorska jazda w 13 biegu. Piękne "nożyce", które założył na Nickiego - to było coś!
Magic (2,0,3,0,2) - na początku coś nie szło mu za dobrze, potem na chwilę się rozkręcił i znowu coś upadło.
Nie mogę zapomnieć o ulubieńcu lubelskich kibiców - Danielu Jeleniewskim (0,0,1,0,t). Chłopak starał się wyprzedzać zawodników i gryzł ich niesamowicie, więc nie możemy mieć mu za złe dość skromnej zdobyczy punktowej. Swoją drogą - dostał od nas najlepszy doping.

Co do Mistrzów Świata? 

Najlepszą formą wykazał się Darcy Ward (3,2,3,3,0). Swoją drogą - ten chłopak jeździ niesamowicie! Nie wiem jak osiąga tak wybitnie dobrą prędkość na torze, ale naprawdę jest nie do złapania. Dodatkowo jazdę na pewno poprawiły mu panie, balujące w piątek w klubie :).
Słabą wstawką za Emila Sajfutdinowa był Michael Jepsen Jensen (0,1,0,1,1), zdobył najmniej punktów. Wyprzedzał go nawet Jeleń, więc raczej nie był to dzień MJJ.
Również Tajski, który rozchorował się po piątkowych zabawach i nie mógł wystąpić w Lublinie, miał bardzo słabego zastępce. Andreas Jonsson (1,1,0,2,0) nie wykazał się wybitną jazdą. W dziesiątym biegu udało mu się wyprzedzić Daniela, co dało mu jeden "grubszy" punkt.
A co do Roberta Miśkowiaka (0,3,0,0,1) - znał ten tor, więc spodziewałam się lepszych wyników.

Coś luźnego

  • Oczywiście odbywały się również dwa biegi kobiet, które wiem, że nie były relacjonowane w telewizji. Obydwa wygrała Michaela Krupickova, która faktycznie pokazywała najlepszą jazdę. Zarówno Chatrine Friman Brantvik, jak i Nanna Jorgensen były traktowane bardzo mocno z przymrużeniem oka. Niestety - panie nie zawojują nic w tym sporcie, zostawmy to panom ;).
  • Bieg oldboyów był przypomnieniem lat świetności dla panów, my posłuchaliśmy bardzo starych tłumików, w duchu modląc się, by żadnemu z żużlowców nic się nie stało, nauczeni przypadkiem pana Kępy.
  • "Nie ma ciszy na stadionie przy alejach Zygmuntowskich!". To hasło się sprawdziło, doping nie był wymuszany przez spikerów, żyleta sama zadbała o odpowiednią oprawę dla oka jak i dla ucha, więc jestem z chłopców bardzo dumna :) 
  • Co do TYTUŁU notki → hasło wymyślone przez Michała, opisujące Patryka Dudka ;) Stało się hasłem całego tego dnia.

Teraz zapraszam na kilka zdjęćFotorelacja portalu Strzelam Foty (oczywiście zapraszam do lajkowania)
Fotorelacja I (sportowefakty.pl)
Fotorelacja II (sportowefakty.pl)
Fotorelacja III (sportowefakty.pl)
Fotorelacja jednego z lubelskich pubów (lajki mile widziane)


Mam nadzieję, że kolejne takie zawody zobaczę już niedługo, a nie w okresie, kiedy Magic będzie jeździł jako oldboy ;)
Według mnie było bardzo bardzo fajnie. A jak Wam się podobało? Komentujcie niżej :)
Siema! 

Coś dla oka :)

Dziękuję Adamowi za użyczenie aparatu i przepraszam, że miałyśmy z nim tyle problemów/zrobiłyśmy nieostre zdjęcia :*
Chatrine Friman Brantvik
Maciek Janowski
Dawno nie było tak mocnego składu w Lublinie
Nanna Jorgensen
Polacy wożą Mistrzów Świata
=
Panie na torze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz